Niebo
na zachodzie przybrało niemal szarą barwę i zamruczało ostrzegawczo. Odepchnęłam
się od ziemi ostatni raz, a po chwili zatrzymałam huśtawkę. Spojrzałam na przyjaciółkę
smutno, wiedziałam, że to już koniec spotkania. Ona na ułamek sekundy złapała
mnie za dłoń, a potem wstała.
–
Muszę wracać, polecam iść w moje ślady – powiedziała, przytulając mnie lekko.
–
No... Cześć – odrzekłam, wbijając wzrok w ziemię.
Zaraz
usłyszałam, jak odchodzi, a jej ciężkie buty zapadają się w piasku. Patrzyłam
na szczupłą sylwetkę, dopóki nie zniknęła za rogiem kamienicy. Westchnęłam i
ruszyłam w stronę domu.
Pierwsze
ogromne krople zatrzymywały się na mojej skórze i ubraniu, gdy coś przeleciało
mi tuż obok nosa. Motyl o cytrynowych skrzydłach w popłochu szukał schronienia.
Po chwili wylądował między liśćmi rosnącej nieopodal gruszy. Skoro był
bezpieczny, szłam dalej. Szybko dotarłam do własnych drzwi. Przekręcając klucz
w zamku, ostatni raz posmakowałam burzowego powietrza. Weszłam do środka, zdjęłam
przemoczone buty i niemal natychmiast się rozpłakałam. Naprawdę nie chciałam
kończyć tamtego spotkania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz