Ściemniało
się powoli, na niebie pojawiały się gwiazdy, a nad miastem roztaczała się
księżycowa poświata. Coraz lepiej widoczne były wielokolorowe światła neonów
i sygnalizatorów ulicznych, a jednostajny szum samochodów mieszał się z
dźwiękiem przejeżdżającego nieopodal pociągu relacji Kołobrzeg-Łódź.
Zapach
rozgrzanego asfaltu i spalin mieszał się z miętą rosnącą na parapecie na
poddaszu kamienicy. Zerwałam listek, roztarłam go w palcach i włożyłam do ust. Wychylając
się, przyłożyłam dłoń do muru, który przez cały dzień chłonął ciepło, by pod
wieczór oddać je światu.
Opierałam
brzuch o framugę okna, stopami ledwo dotykałam podłogi pokoju. Przez chwilę
czułam chęć, by pozwolić grawitacji pociągnąć moje ciało w dół, jednak
zrezygnowałam. Nie mogłabym tego zrobić wszystkim tym ludziom, którym z
jakiegoś powodu na mnie zależy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz