Cicha, smutna, jakby pusta. Siedziała na podłodze, z kolanami pod brodą i duszą na ramieniu. Między dzwonkiem na długą przerwę a krzykami ludzkiej masy zdążyła pomyśleć o bezsensie istnienia więcej razy niż wielu przez całe życie. Miała ochotę po prostu zniknąć – szybko, bezboleśnie, niezauważona.
Tylko marzenie o niezauważeniu zostało spełnione przez siły wyższe. Nikt nie zwracał na nią uwagi, mimo że płakała wśród trzydziestki znajomych osób. Skuliła się w sobie i zapięła zamek bluzy.
Czekała na koniec, choć nie wiedziała, jak miałby on wyglądać.