niedziela, 10 lutego 2019

21 kwietnia

Dzień był wiosenny i ciepły, choć deszczowy. Wysiadłyśmy z autobusu z kurtkami w dłoniach. Z przystanku odchodziła wydeptana w trawie dróżka. Ruszyłyśmy nią w las.
Przez liście przeświecały jasne promienie. Wilgotna ściółka zapadała się pod naszymi butami, nadepnięte gałązki pękały z trzaskiem. Pachniało mokrą korą i słońcem.
Usiadłyśmy na przewróconym, dębowym pniu. On również był wilgotny, a omszały, w połowie odcięty konar sterczał ku skrawkowi błękitnego nieba.
Delikatna, drobna dłoń o pomalowanych na czarno paznokciach dotknęła mojego policzka. Jej właścicielka patrzyła szeroko otwartymi oczami prosto na mnie. Pogłaskała kciukiem moje wargi.
– Mogę? – spytała drżącym z emocji głosem.
Potwierdziłam skinieniem głowy.

Polecany post

Wyzysk klasy robotniczej

Słońce zachodziło za sąsiedni blok, zostawiając tylko różowofioletową poświatę na wieczornym niebie. Zapach rozgrzanego asfaltu mieszał si...