Odwróciła
się gwałtownie i odeszła, przepychając się między ludźmi. Niemal biegła,
przytrzymując kurczowo torbę pod pachą. Jej ciało drżało, a po policzkach
spływały łzy. Była godzina siódma rano.
Do
swojego mieszkania dotarła po kwadransie. Od razu po przekroczeniu progu
zamknęła drzwi i osunęła się po nich na podłogę. Długo siedziała, próbując
dojść do siebie. Na prawym rękawie bluzy miała sześć mokrych plam.
Wstała
ciężko, zdjęła kurtkę i odwiesiła ją na przeładowany wieszak. Weszła do
łazienki i obmywszy twarz najpierw ciepłą, potem zimna wodą, poprawiła fryzurę.
Do upięcia włosów potrzebowała pięciu wsuwek.
Później
w kuchni zrobiła sobie zieloną herbatę z melisą. Chwilę grzała dłonie o kubek. Na
stole prócz niego postawiła talerzyk z połową tabliczki czekolady i czterema
tabletkami na uspokojenie.
Po
czasie i posiłku ucichły w niej emocje. Przeniosła się do pokoju, usiadła
wygodnie na kanapie i wzięła do ręki grubą książkę w twardej oprawie. Zdołała
przeczytać tylko trzy strony.
Usłyszała
dzwonek. Niezadowolona odłożyła lekturę i przeszła do przedpokoju. Spojrzała przez
wizjer, zaklęła w duszy i zaczęła poważnie się zastanawiać, jak postąpić. Odetchnęła
dwa razy i otworzyła drzwi.
Przed
nią stał ten sam chłopak co przed godziną. W ręku trzymał bukiet
niezapominajek, a na jego twarzy rysowało się zmieszanie. Wpuściła go do
mieszkania, przyjęła kwiaty i wstawiła do wazonu. Chwilę później całowała
go pierwszy raz.