środa, 16 stycznia 2019

Strata

Wchodzisz do ciemnego pokoju. Mógłbyś włączyć światło, ale nie masz dość siły na tak kosmetyczne sprawy. Na stojąco zdejmujesz spodnie i sweter, potem kładziesz się do łóżka na wznak. Czekasz, aż twoje ciało poczuje otaczający je chłód. Dzieje się to, gdy pomieszczenie zalewa zimna łuna półksiężyca. Razi cię ta jasność, więc cały zakrywasz się kołdrą. Teraz fizycznie nie widzisz niczego, ale przed oczami przelatuje ci cały dzień.
Rano wstałeś w takim samym stanie, w jakim chwilę temu się położyłeś. Było ciemno i zimno. Włożyłeś czarne spodnie i sweter w tym samym kolorze. Wszedłeś do łazienki, mrużąc oczy przed światłem gołej żarówki znad lustra. Ochlapałeś twarz zimną wodą i umyłeś zęby, pilnując, by pasta nie zostawiła białej plamy na twoim czarnym ubraniu. Nim wyszedłeś, dłonią poprawiłeś włosy.
Nie jadłeś śniadania. Zamiast tego wypiłeś szklankę mleka – był to dodatek do dwóch dużych tabletek. Później włożyłeś czarną kurtkę, buty, szalik i rękawiczki, na głowę naciągnąłeś kaptur i wyszedłeś z domu. Otoczenie było pokryte szronem, białe. W słuchawkach wybrzmiewały dźwięki rozpaczy.

czwartek, 10 stycznia 2019

Zima

Śnieg pada, płatki, spadając na ziemię, wtapiają się w szare otoczenie. Jest zimno, twardo, mokro i niestabilnie. Samochody jadą jeden za drugim, szybko, rozchlapując kałuże.
Patrzę pod nogi, butem rozgarniam szarą, chodnikową breję, paznokciami skubię ściągacz rękawa kurtki. Ona trzyma dłonie w kieszeniach i patrzy na mnie smutno.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć – mówi cicho, tak, że ledwo ją słyszę przez szum ulicy.
– Widzę – odpowiadam, nie podnosząc wzroku znad popękanej płyty chodnika, która już dawno zaszła łzami.
Czuję, jak moknie mi kurtka, szczególnie na ramionach. Wieje wiatr. Patrzę na nią. Martwi się, że płaczę. Przytula mnie, tłumiąc moje łkanie i zmuszając łzy do wsiąknięcia w swoje ubranie.
– Już? – pyta, mierzwiąc mi włosy.

środa, 9 stycznia 2019

Jasno

Obejmowało mnie światło i muzyka. Na moich ramionach spoczywały smukłe dłonie. Pod palcami czułam koronkę sukienki oblekającą jej biodra. Wpatrywała się we mnie jasnymi, błyszczącymi oczami.
Gdy mnie do siebie przyciągnęła, długie włosy łaskotały moje ręce. Jej uśmiech lśnił mi pod powiekami. Słyszałam, jak cicho nuciła ten utwór, do którego tańczyłyśmy.
Świat poza nią dla mnie nie istniał. Było ciepło, jasno i miękko.

Polecany post

Wyzysk klasy robotniczej

Słońce zachodziło za sąsiedni blok, zostawiając tylko różowofioletową poświatę na wieczornym niebie. Zapach rozgrzanego asfaltu mieszał si...