sobota, 24 sierpnia 2019

Wyzysk klasy robotniczej

Słońce zachodziło za sąsiedni blok, zostawiając tylko różowofioletową poświatę na wieczornym niebie. Zapach rozgrzanego asfaltu mieszał się z kurzem i krzykami ganiających się po placu zabaw dzieciaków. Westchnęłam i ciężko wstałam ze skraju chodnika zaczęłam czuć jak marzną mi nerki. Weszłam do klatki B i, zostawiając za sobą tamten beztroski moment, wspięłam się po schodach do mieszkania na czwartym piętrze.
Kupiliśmy je, biorąc olbrzymi kredyt, bo było ostatnie w tej dość dobrej lokalizacji, nie aż tak drogie i w dodatku w bloku z windą. Cóż z tego, skoro i tak by dojechać do pracy w centrum trzeba było wstawać jeszcze przed świtem, a windę zazwyczaj zdobiła biała kartka ze zdaniem NIECZYNNE Z POWODU AWARII.
Z nawyku wytupałam buty na wycieraczce i nacisnęłam klamkę ‒ drzwi ustąpiły z lekkim skrzypieniem. Już w przedpokoju śmierdziało przypalonym jajkiem i spoconym obuwiem. Kolanem zamknęłam szafkę, przekręciłam klucz w zamku i zgasiłam zupełnie niepotrzebnie świecącą pod sufitem żarówkę. W kuchni otworzyłam okno, by wywietrzyć jeszcze silniejszy zapach spalenizny i nastawiłam wodę w czajniku.
Drzwi pokoju naprzeciw otworzyły się z impetem i stanęła w nich moja córka.
Nie zakluczyłaś drzwi, zostawiłaś światła i znów przypaliłaś patelnię ‒ powiedziałam. ‒ Chcesz herbatę?
Czepiasz się ‒ warknęła. ‒ Gdzie tata?
Nadgodziny.
Dziewczyna nie była złym dzieckiem ‒ charakternym, w trudnym wieku, ale naprawdę dobrym. Sama nie wiem jak zachowywałabym się na jej miejscu. Mój ojciec był marynarzem, pływał w PLO i przez większość mojego dzieciństwa nie było go w domu, ale niczego innego mi nie brakowało. Jako przedszkolak dostawałam czekoladę, nieosiągalną wtedy w Polsce, gdy poszłam do szkoły jako jedyna miałam kolorowy piórnik z bohaterem kreskówki, a jako nastolatka nosiłam obiekt największego pożądania rówieśników ‒ oryginalne jeansy.
Natomiast ojciec młodej wracał codziennie z pracy do domu, ale, poza opłaconymi rachunkami i ratami kredytu oraz w miarę zbilansowaną dietą, ze swojej pensji nie mógł zapewnić rodzinie niczego więcej. Zresztą z tym wracaniem to też bardziej umownie, bo często zostawał po godzinach i w mieszkaniu pojawiał się zbyt późno by potowarzyszyć dziecku choćby podczas jedzenia kolacji. Zwykle całował ją tylko w czoło i wysyłał do łóżka, zbyt już zmęczony by wysłuchać historii o tym, że w szkole wystawiają sztukę Shakespeara, a córka gra główną rolę.
Gdy grali Romeo i Julię ja poszłam obejrzeć, wzruszyłam się oglądając na scenie własne dziecko, a gdy kurtyna opadła po raz ostatni poszłam pogratulować. Mała spojrzała na mnie wtedy ze łzami w oczach i zapytała:
Czemu nie tata?
Zawsze pytała o tatę. On zawsze, kiedy wracał, pytał o jedzenie. A ja pytałam, choć tylko siebie samą, czy tak ma wyglądać życie.

Polecany post

Wyzysk klasy robotniczej

Słońce zachodziło za sąsiedni blok, zostawiając tylko różowofioletową poświatę na wieczornym niebie. Zapach rozgrzanego asfaltu mieszał si...