czwartek, 4 października 2018

Postoczniowe


Zapach stoczni i miasta miesza się z jesienią wiszącą wokoło. Mewa niesiona wiatrem ląduje przy brzegu rzeki. Drzewa również ulegają niewidzialnej sile, uginając się i oddając złoto-rude liście. Tramwaj wodny, przepłynąwszy, zostawia po sobie rozbryzgane krople i fale na Martwej Wiśle. Powietrze smakuje rdzą, wilgocią i ostatnimi promieniami słońca.
Siedzisz na falochronie, z nogami zwieszonymi nad wzburzoną wodą. Wiatr szumi ci w uszach. Nad tobą płyną chmury, pod tobą płynie rzeka. Bierzesz ostatni gryz jabłka, a ogryzek wciąż pachnie słodko obok ciebie. Oddychasz głęboko, oczyszczając głowę z chaosu myśli. Zamykasz oczy, by całą sobą chłonąć otoczenie.
Nie jest cicho. Świat wokoło szumi, stuka, mruczy i mlaszcze. Myślisz o tym, że lubisz takie miejsca, gdzie nie ma ludzi – jak tutaj, lub nikt nie zwraca uwagi na twoja obecność. Identyfikacja jest obciążeniem. Im więcej zmian, tym łatwiej ci się odnaleźć.
Woda pod tobą i niebo nad tobą nieustannie przemijają – płyną. Szarawe chmury odpłyną w nieznane, by na swoje miejsce zaprosić nowe pokolenie. Niebieskawa woda przepłynie, a zaraz za nią zobaczysz inną. A na pierwszy rzut oka nic się nie zmieni.

1 komentarz:

Polecany post

Wyzysk klasy robotniczej

Słońce zachodziło za sąsiedni blok, zostawiając tylko różowofioletową poświatę na wieczornym niebie. Zapach rozgrzanego asfaltu mieszał si...