Twoja
drobna dłoń głaszcze moje plecy. Czuję, jak po policzkach płyną mi łzy, z każdą
chwilą coraz bardziej szczypiąco-słone. Przytulamy się kilka sekund za długo,
jak na łączącą nasz relację – to ja nie chcę puścić ciebie, ale nie
protestujesz, więc chyba nie robię nic złego. Patrzymy na siebie, w twoich
oczach widzę troskę i zrozumienie, uśmiechasz się krzepiąco. Ocieram łzy
rękawem bluzy, brudząc przy tym okulary, bo chcę jak najszybciej się uspokoić.
Żadnej
więcej słabości – myślę. Siadamy na ławce pod ścianą, ty obracasz w dłoniach
smartfon, ja bawię się guzikami swojej koszuli. Rozmawiamy. Opowiadam ci, co
zaszło i natychmiast łamię postanowienie sprzed chwili, znowu zaczynam
płakać. Spoglądasz na mnie jakby zaniepokojona, ale staram się mówić dalej, jak
gdyby zupełnie nic się nie działo. Słuchasz z uwagą, zaczynam czuć, że moje
myśli mają dla kogoś znaczenie.
Odblokowujesz
telefon, odpowiadając dokładnie takimi słowami, jakie potrzebuję usłyszeć.
Piszesz coś szybko i wygaszasz ekran, znów patrzysz na mnie i nagle obie
wybuchamy śmiechem, choć nie zdarzyło się nic zabawnego. Wtedy orientujesz się,
że już od pięciu minut powinnaś prowadzić zajęcia. Dołączamy do grupy. Ja cały
czas mam nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na moje zaczerwienione oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz