Siedzę
na brązowym dywanie oparta o niebieską ścianę ozdobioną drewnianymi profilami
zwierząt. Staram się nie słyszeć krzyków. Czekam aż ostatni rodzic odbierze swoje
przedszkolne dziecko i myślę. Trochę o tym, co się wydarzyło, a trochę o tym,
co dopiero nastąpi. Zamykam oczy.
Trzymałam w dłoni drobno
pokrojone jabłko i przyglądałam się, jak żółwica zjadała ostatni okruch
pływający w wodzie. Chyba jej smakowało.
Moja wychowawczyni
przytulała mnie po wręczeniu koszulki. Spodziewałam się tego wyróżnienia, ale
mimo wszystko było mi bardzo miło i chyba rumieniły mi się policzki.
Całym ciężarem swojego
ciała opierałam się o ścianę, zaciskałam pięści. Bardzo nie chciałam, by ktoś
zauważył, jak źle się czułam.
Płakałam, przytulona do
swojego chłopaka. Niby mieliśmy kryzys, a było między nami lepiej, niż przez
poprzednie kilka miesięcy.
Stałam obok mamy z
kolorowym kocem przewieszonym przez ramię i torbą na laptopa w ręku. Wzrokiem
szukałam swojej przyjaciółki i reszty znajomych.
Siedziałam sztywno na
kanapie, a na moich kolanach leżała bura kotka, domagając się głaskania. Dziwiłam
się, zawsze myślałam, że ona mnie nie lubi.
Otwieram
oczy. Omiatam wzrokiem salę i słyszę dzwonek. Współpracowniczka otwiera, by zamienić kilka słów z przybyłym rodzicem. Już po chwili mały chłopiec wychodzi z mamą za rękę, machając mi na pożegnanie.
Uśmiecham się do nich i wstaję, by zamknąć drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz